piątek, 6 grudnia 2013

#20 Louis

Witam wszystkich :) Jak wam mijają Mikołajki? Jakieś fajne prezenty? Pewnie większość z was dostała "Midnight Memories". Ja też mam dla was prezent. Z okazji nadchodzących świąt dodaję świątecznego imagina, którego pisałam dość dawno, więc jak go teraz czytam wydaje mi się dziwny, ale to wam zostawiam ocenę. Zapraszam :)

Spokojnie leżałam i słuchałam muzyki. Było sobotnie grudniowe popołudnie i nie chciało mi się nigdzie ruszać mojego leniwego tłustego tyłka. Miałam zamiar dokończyć ten dzień w ciszy i spokoju. Zrobiłam sobie gorącą czekoladę, okryłam się moim ulubionym kocem i delektowałam się świątecznymi piosenkami. Uwielbiam święta! To chyba moja ulubiona część roku. Po jakimś czasie wstałam i usiadłam na parapecie. Wyglądałam za okno. Właśnie padał śnieg. Patrzyłam jak płatki tańczą na wietrze. Opatuliłam  się mocniej kocem i uśmiechnęłam sama do siebie na myśl o nadchodzących świętach. Przymknęłam oczy i próbowałam wyobrazić sobie tegoroczną choinkę, prezenty i inne pierdoły, które są nieodłączną cząstką świat. W tle brzmiało „All I want for christmas is you”. Leciał akurat refren, gdy nagle usłyszałam huk otwieranych drzwi. W progu stał Louis z otwartymi ramionami i prół dziób.
L: ALL I WANT FOR CHRISTMAS IS YOU BABY!!!
C: Głośniej się nie dało?!
L: Próbowałem, ale nie. Głośniej już nie umiem.
Louis podszedł do mnie i usiadł na parapecie naprzeciwko mnie. Po minucie znudziło mu się gapienie za okno i zaczął mnie łaskotać po stopie. Krzyczałam żeby mnie zostawił jednak gdy to nie poskutkowało zaczęłam wierzgać nogami we wszystkie strony. Louis chcąc uniknąć kopa w twarz przechylił się w bok, czego skutkiem był upadek z parapetu. Nie wiele myśląc zaczęłam się śmiać z chłopaka. Boo Bear chciał się chyba zemścić i pociągnął mnie za nogę. Zrobił to tak  niefortunnie, że zamiast roztrzaskać się na zimnej podłodze, spadłam na jego umięśnione, obolałe od upadku ciało.
C: Brawo Louis! Gratuluję inteligencji!
L: Nie komentuj tylko złaź ze mnie, bo mi wbijasz kolano tam gdzie nie trzeba.
Łaskawie zeszłam z Lou uśmiechając się od ucha do ucha. Louis wstał popatrzył na mnie i uśmiechnął się cwaniacko. Po chwili przerzucił mnie przez ramie i zbiegł ze mną po schodach.
C: Co ty odwalasz?!
L: Zabieram na spacer!
C: A nie możesz kulturalnie, jak normalny człowiek podejść i zapytać, czy mam ochotę, zamiast porywać mnie i zachowywać się jak Tarzan?!
L: NAJAZD DZIECI DZICZY!!!
C: Jesteś nienormalny.
L: Wiem, ale takiego mnie kochasz.
Louis odstawił mnie na ziemie i zaczął się ubierać. Po chwili zrobiłam to samo. Gdy została mi tylko czapka Lou wyjął zza placów 2 czapki Mikołaja. Jedną naciągnął na moją głowę, a drugą na swój pusty łeb. Uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam w stronę drzwi wyjściowych. Chciałam wiedzieć gdzie idziemy, więc podczas drogi postanowiłam zapytać Lou o kierunek.
C: Gdzie idziemy?
L: Dowiesz się w swoim czasie.
Zrobiłam maślane oczka i minę kota ze Shreka.
C: No proooooszę.
Louis popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
L: Nie powiem Ci.
C: FOCH!
Odwróciłam się  tyłem do chłopaka.
C: Z przytupem! I z pół obrotu!
Louis zaśmiał się.
L: Kochanie ty nie umiesz półobrotu.
C: To patrz, że umiem!
L: Może lepiej nie próbuj. Już dzisiaj próbowałaś latać.
C: Trzeba było mnie nie ciągnąć jak siedziałam na tym parapecie. Sam zawiniłeś! Nieważne. I tak mam focha
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął się i złożył krótkiego buziaka na moim policzku.
L: Mówiłem już, że Cię kocham?
Spojrzałam na chłopaka. Nie mogłam się dłużej na niego gniewać. Nie umiałam. Jego urok osobisty działał na mnie zbyt silnie. Wyglądał tak uroczo. No, bo która dziewczyna potrafiłaby się obrazić na przystojnego uśmiechniętego chłopaka w czapce Mikołaja? Ja nie umiałam. Nagle chłopak stanął.
C: Już? To jest Twój cel? Chciałeś mnie zabrać na przystanek autobusowy?!
L: Widzę, że mózg zostawiłaś w innych spodniach. Pomyślałem, że nie masz ochoty na kilkogodzinny spacer i wolisz podjechać na miejsce autobusem. No chyba, że wolisz iść paręnaście kilometrów przez ten mróz.
C: Jednak się skuszę na transport miejski.
L: O! Właśnie jedzie nasz!

Louis złapał mnie za biodra i pociągnął w dół. Nim się obejrzałam siedziałam na jego kolanach wtulona w ciepły tors chłopaka. Było mi zimno. Chłopak chyba to zauważył, bo owinął mnie swoim szalikiem i objął ramieniem. Mimo tego, że dzień spędziłam baaaardzo aktywnie (czyt. Opierdzielanie się w domu) byłam zmęczona. Przytuliłam się mocniej do chłopaka i wsłuchałam w rytm jego serca i wyrównany spokojny oddech. Po chwili znalazłam się w objęciach Morfeusza. Spało mi się bardzo dobrze. Było mi bardzo wygodnie na kolanach Louisa. Nie sądziłam, że można zasnąć w głośnym autobusie, pełnym ludzi i trzęsącym się niemiłosiernie. Cóż, jak widać wszystko jest możliwe. Ze snu wyrwał mnie cichy głos Louisa.
L: Księżniczko! Wstawaj! Jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam oczy. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to różnica między miejscem w którym się znajdowałam, a miejscem w którym zasnęłam.
C: Lou? Gdzie my do cholery jesteśmy i dlaczego ja nie pamiętam jak wychodziłam z autobusu?
L: Zasnęłaś w autobusie i spałaś tak słodko, że nie miałem serca Cię budzić.
C: Czy ty zdurniałeś do reszty?! Nie mogłeś mnie po prostu obudzić?! Potrafię sama dojść na nogach!!!
L: Oj tam oj tam
Zeskoczyłam z chłopaka i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w moim ulubionym miejscu. Na starym mieście. 


Kochałam to miejsce. Szczególnie przed świętami kiedy wszystko było ślicznie oświetlone i ozdobione, a na rynku był jarmark świąteczny. Prócz ludzi w cholerę można było tam znaleźć stoisko z owocami w czekoladzie, czyli moją słabość. Mogłabym tam stać godzinami i połykać w całości wszystko co mi wpadnie w ręce. Zaczęłam skakać jak jakieś nadpobudliwe dziecko.
C: Patrz! Nie tu! Tam! Owoce w czekoladzie! Chodź! Szybciej! Rusz się!
Louis udawał, że nie wie o co mi chodzi i rozglądał się we wszystkie strony. Zaczęłam szarpać jego rękę i jęczeć jak dziecko niedorozwinięte umysłowo.
C: Louis? Louis? A wiesz gdzie ja idę? Idę do bankomatu, żeby wypłacić forsę i iść kupić nam owoce w czekoladzie.
Nie mogłam już dłużej wytrzymać tej presji i popędziłam w stronę bankomatu. Plan starego miasta znałam na pamięć, a drogę do bankomatu powiedziałabym bezbłędnie obudzona o 2 w nocy. Po 10 minutach podeszłam do Boo Beara z dwoma jabłkami w czekoladzie. Wręczyłam mu jedno.


C: Proszę
L: Dziękuję, ale…
C: Nie marudź!
L: Ale…
C: Chcesz, żebym strzeliła focha?
L: Nie, ale…
C: No właśnie. Nie gadaj tyle tylko jedz!
Louis zamknął się wreszcie i zaczął konsumpcję najpyszniejszego, najlepszego, najowocniejszego, najczekoladowszego, najfajniejszego, najświąteczniejszego i wszystko co naj posiłku. Gdy skończyłam jeść Louis popatrzył na mnie.
L: Jesteś brudna
C: Gdzie?
L: Tutaj
Mówiąc to dźgnął mnie w brzuch i zaczął uciekać.
C: Poczujesz mój gniew nędzna poczwaro!!!
Chciałam pobiec za nim jednak moje plany pokrzyżował lód pode mną na którym oczywiście musiałam się poślizgnąć. Zaczęłam machać rękoma na wszystkie strony dla utrzymania równowagi jednak nie dało to żadnych rezultatów i po chwili leżałam na ziemi. Mój kochany chłopak nie mógł normalnie jak cywilizowany człowiek podejść i pomóc mi wstać tylko stał i się śmiał jak hiena. Po chwili on też leżał na ziemi. Wtedy ja zaczęłam się śmiać.
C: Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie.
Gdy wstaliśmy postanowiliśmy jeszcze przejść się ostatni raz po starym mieście. Spokojnie spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Nagle usłyszałam dobrze znaną mi melodię. Było to Last Christmas. Lou chyba też to usłyszał, bo spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
L: Czy mogę prosić panią do tańca?
C: Ależ oczywiście
 Tańczyliśmy wtuleni w siebie na środku ulicy. Raz się żyje. Daliśmy się ponieść chwili i myślę, że wyszło nam to na dobre.

Stwierdzam, że imagin jest beznadziejny...Za niedługo dodam kolejną część imagina o Lou i może napiszę coś o Niallu. Kto wie, może mnie natchnie :)

1 komentarz:

  1. Mi się podoba. Jest świąteczny ; )

    Słodcy oni ; )

    uwierzmimimowszystko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń