Hejka :) Przybywam do was z pierwszą częścią imagina o Lou po baaaaaaardzo długiej nieobecności. Wybaczcie, ale mam szlaban, a teraz dodaje nowego posta korzystając z okazji, że mamy nie ma w domu i wczoraj dała mi laptopa do zrobienia pracy domowej, więc nie wiem kiedy uda mi się dodać nową część. Miejmy nadzieję, że szybko :) Nie wiem jak wy, ale ja strasznie tęsknie za wakacjami i dlatego imagin jest taki troche beztroski, wesoły i wakacyjny. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Do następnego posta :)
Wakacje…wszyscy tak na nie czekają, a jak się zaczną to nie ma co robić. Każdy liczy na wakacyjną miłość, szaloną imprezę i bóg wie co jeszcze, a kończy się na rodzinnym wyjeździe, siedzeniem całymi dniami przed komputerem i w najlepszym wypadku wyjeździe na obóz z przyjaciółmi. Moją wakacyjną miłością był ukochany stary laptop, łóżko i…przyjaciel. Tak. Zdecydowanie byłam w nim zakochana. Nie mdlałam na jego widok tak jak na widok innych chłopców którzy mi się podobali, ale tylko dlatego, że byłam do niego przyzwyczajona. Przyjaźnimy się od zawsze, a przynajmniej odkąd pamiętam. Jako kilkuletnie dzieci bawiliśmy się w piaskownicy okładając łopatkami po głowie. Potem poszliśmy razem do szkoły. Lata mijały, ale nasza przyjaźń przetrwała. No właśnie. Lata mijały. Louis zmienił się z małego uśmiechniętego chłopca z wiaderkiem w ręce w przystojnego chłopaka za którym uganiała się cała chmara dziewczyn. Były jak jedna z plag egipskich. Były dosłownie wszędzie. Na ulicy, w szkole, w sklepie, w parku. Wszędzie! Z resztą nie ma się im co dziwić. Był ideałem nie jednej z dziewczyn. Dość wysoki brunet z niebieskimi oczami i wiecznie uśmiechającymi się malinowymi ustami. No i do tego jeszcze miał klate i wspaniały charakter. Czego chcieć więcej? Zadziwiające było, że Louis nie oglądał się za nimi. Nie szukał dziewczyny. Ignorował zaloty wszystkich kandydatek pomimo, że niektóre były naprawdę śliczne. Może chciał żeby dziewczyny polubiły go za to jaki jest? Nie mam pojęcia. Nigdy nie chciał o tym gadać. Jak się go o to pytałam mówił tylko, że ma kogoś na oku, ale musi jeszcze trochę poczekać i, że kiedyś się wszystkiego dowiem. Co miałam robić? Ufam mu i wiem, że jak będzie chciał to sam mi powie. Nie będę go przecież do niczego zmuszać. Wracając do moich uczuć to nie kocham go za wygląd. Ma poczucie humoru, jest opiekuńczy, troskliwy, wesoły i nigdy mnie nie zostawił w potrzebie. Nigdy nie traktowałam go jako materiał na chłopaka. Zawsze był moim przyjacielem i nigdy nie dodawałam go na listę kandydatów na mojego przyszłego męża. Dopiero niedawno zorientowałam się, że czuję do niego coś więcej. Tak naprawdę kochałam go od zawsze, ale dopiero teraz to zrozumiałam. Szczerze mówiąc to nie mam nawet nadziei na coś więcej niż czystą przyjaźń. Kocham Louisa, ale nie chcę niszczyć naszej przyjaźni i jestem w stanie zadowolić się tym co mam. Dla mnie to i tak dużo.
Nagle naszła mnie genialna myśl. Może by tak niespodziewanie odwiedzić przyjaciela? I tak za niedługo sam by do mnie przyszedł, a nie mam nic lepszego do roboty, więc w sumie…czemu nie? Przebrałam się z ulubionej piżamy w kotki w krótkie ogrodniczki, białą koszulkę, kapelusz i okulary przeciwsłoneczne
po czym pognałam do wyjścia z domu porywając jedynie telefon. Droga nie trwała długo ponieważ Lou mieszka zaledwie kilka domów dalej. Stanęłam przed drzwiami z zamiarem zapukania, jednak stwierdziłam, że nie będę się bawić w żadne ceremonie powitalne. W końcu przyszłam do przyjaciela, a nie na herbatke do królowej. Bez zastanowienia kopnęłam drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi nawet nie drgnęły. Postanowiłam kulturalnie otworzyć je klamką, jednak to też nie pomogło. W końcu wkurzona chwyciłam za klamkę i z bara wjechałam całą parą i drzwiami w mamę Louisa. No gorzej już być chyba nie mogło! Ja to mam zawsze dobre wejście.
C: Ojejku! Tak strasznie przepraszam! Nie chciałam. Te drzwi nie chciały się otworzyć i ja
M: Przecież nic się nie stało. A tak przy okazji to miło Cię widzieć.
C: Mnie panią również
M: Chętnie bym z Tobą została, ale ja już muszę lecieć. Jestem spóźniona. Cześć!
C: Do widzenia
No dobra. Nie było tak źle. Z resztą co za różnica. Po pierwsze to mama Louisa, więc jej już chyba nic nie zdziwi, a po drugie to nie takie rzeczy się przy niej odwalało. Rozejrzałam się po salonie i kuchni. Nigdzie nie widziałam Louisa. Szukałam wzrokiem przyjaciela jednak nie dane mi go było zobaczyć na dole, więc pobiegłam schodami na górę. Od razu pokierowałam się do pokoju Boo Beara.
Otworzyłam tym razem kulturalnie drzwi i rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie był niesamowity syf, ale było coś co bardziej przykuło moją uwagę niż brudne skarpetki sprzed tygodnia leżące na dywanie. Chłopak słodko spał owinięty kołdrą. Wyglądał tak uroczo, że miałam ochotę się położyć obok i przytulić, ale po chwili przypomniałam sobie, że ze mną nie ma lekko, a już na pewno nie po tym jak Louis przyszedł do mnie w środku nocy, bo mu się nudziło i nie dał mi zasnąć do rana. Odeszłam na drugi koniec pokoju, zrobiłam rozbieg i wskoczyłam na chłopaka.
C: KANPKA!!!
L: Daj mi spać…jeszcze pięć minut
C: Wstawaj śpiochu!!! Szkoda dnia jest już 11. Środek dnia, a ty śpisz
L: Albo się zamkniesz, albo ja cie zamknę. Wybieraj.
Popatrzyłam na przyjaciela i uśmiechnęłam się szyderczo. Nachyliłam się nad nim i wydarłam do ucha.
C: POBUDKAAAAAAAAAAAAA!!!
L: Ostrzegałem
Chłopak szybko się zerwał z miejsca, przerzucił mnie przez ramie i zaczął gnać do łazienki.
C: AAAAAAAAA!!! NAJAZD DZIECI DZICZY!!! RATUJ SIĘ KTO MOŻE!!!
Louis wparował ze mną do łazienki, wepchnął siłą pod prysznic i odkręcił lodowatą wodę. Od razu zaczęłam piszczeć i próbowałam się wydostać. Po minucie szarpaniny i niekontrolowanych wrzasków Louis wypuścił mnie. Zadowolony z siebie podał mi ręcznik.
L: I kto jest teraz górą?
C: Już więcej nie będę. Obiecuję. Przytulas na zgodę?
L: Chodź tu moja żmijo
C: Chodź tu moja wredna małpo
Chłopak podszedł do mnie zapominając, że jestem cała mokra, a ja zanim się zorientował co robi przytuliłam go z całej siły.
L: Fuck! Ale zimno! Jestem cały mokry!!!
C: 1:1 ha ha
L: Jeszcze się zemszczę. Nie znasz dnia, ani godziny.
C: Zobaczymy kto na kim
L: Zaczekaj. Przyniosę Ci coś na przebranie. No chyba, że wolisz chodzić w mokrych ciuchach. Ewentualnie bez nich.
Posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie.
C: Zboczeniec
L: Nie przesadzaj. Nie jestem zboczeńcem tylko chłopakiem. Przyzwyczaj się. Zresztą mogłem powiedzieć coś gorszego. Na przykład, że jaram się gołymi laskami i takie tam.
C: Właśnie zasugerowałeś, żebym chodziła nago. To nie było normalne. Uwierz mi
L: Oj tam oj tam. A jak ty się ślinisz na widok jakiegoś chłopaka z klatą bez koszulki to jest dobrze?
C: Wtedy nie jest dobrze. Wtedy jest wspaniale, cudownie, bosko, genialnie…
L: Dobra! Już zrozumiałem. Chcesz te ciuchy, czy nie?
Louis dał mi swoje rurki i koszulkę. Podwinęłam nogawki rurek i założyłam szybko koszulkę po czym popędziłam do pokoju przyjaciela. Chłopak stał bez koszulki przed szafą i prawdopodobnie zastanawiał się co założyć. Mogłabym tak patrzeć godzinami. Opalony umięśniony brunet…czego chcieć więcej? Mnie już nic nie potrzeba
L: Długo się będziesz tak gapić? Zaraz mi obślinisz całą podłogę…
C: Ja?
L: A jest w pokoju ktoś po za Tobą?
C: Ja się nie gapiłam.
L: Nie wcale. Ty tylko dyskretnie rozbierałaś mnie wzrokiem. Lustrując mnie od stóp, aż po czubek głowy zaglądając przy okazji do wnętrza duszy. Taki scan ;)
C: Zdaje Ci się.
L: Ale przyznaj, że Ci się podobało ;)
C: Pff…chciałbyś
L: Może nawet masz rację
Louis przysunął się do mnie na niebezpieczną odległość. Spojrzał na mnie i posłał zalotny uśmiech. Zarumieniłam się, a raczej przybrałam kolor dojrzałego buraka jak to miałam w zwyczaju przy chłopakach. Lou nie skomentował mojego koloru policzków. Zamiast tego powoli zaczął zmniejszać odległość między nami z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Po chwili złapał mnie w tali i przysunął do siebie bliżej. Nagle poczułam na ustach pocałunek. Do tej pory był to mój najlepszy pocałunek. No dobra…było to mój pierwszy pocałunek, ale i tak było super!!! Delikatny, śmiały i pełen emocji. Bez zastanowienia odwzajemniłam go. Staliśmy tak kilka minut przyssani do siebie, aż w końcu dotarło do mnie co się dzieje i przerwałam tą cudowną chwilę.
Oszołomiona spojrzałam na szafę. Za wszelką cenę chciałam uniknąć kontaktu wzrokowego z chłopakiem.
L: Szukałeś czegoś do założenia? Zaczekaj…zaraz coś znajdę
Wepchnęłam głowę do szafy zachowując pozory, że szukam jakiś konkretnych ciuchów. Tak naprawdę po głowie cały czas mi chodził ten pocałunek i nie mogłam się skupić na niczym innym. Po co on to zrobił? Żeby udowodnić, że każda na niego poleci? Przecież i tak o tym wie… Wyjęłam pośpiesznie pierwsze ciuchy jakie wpadły mi w ręce i podałam chłopakowi.
L: Szukałem telefonu, a nie ciuchów, ale ok. Przy okazji się ubiorę.
Louis wyszedł z pokoju i pokierował się w stronę łazienki. Kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami zrobiłam face palma.
C: Teraz to na pewno o nim zapomnę i będziemy tylko przyjaciółmi…Nie znam lepszego sposobu na zapomnienie o miłości do chłopaka jak całowanie się z nim. Brawa dla mnie. No, a pokazywanie chłopakowi, że masz do niego słabość to już w ogóle szczyt…głupoty.
L: Mówienie o chłopaku na którego lecisz w jego obecności też jest bardzo mądre.
Odwróciłam się przodem do drzwi i zobaczyłam w nich zwijającego się ze śmiechu przyjaciela. Ok może to wyglądało śmiesznie jak gadałam do siebie, ale żeby aż tak? Nie. Poprawka. To wyglądało żałośnie. Jestem mistrzem. Mistrzem przypałów.
C: Yyyy…ale ty masz syf w pokoju!!!
L: Jesteś tutaj już pół godziny i dopiero to zauważyłaś?
Boże! Czy wszystko dzisiaj musi być przeciwko mnie?! Nie mogę powiedzieć czegoś normalnego? Postanowiłam się zamknąć w obawie przed palnięciem następnej głupoty. Zamiast tego posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie.
L: No dobra posprzątam. A mówiłem już, że się ślicznie rumienisz?
C: Zapłacisz mi za to!!!
L: Można kartą?
C: Bardzo śmieszne. Naprawdę. Bardzo śmieszne. Weweweweewew
L: Wewewewewewewew
C: Wewewewewwe Mam Sophie i Alex na szybkim wybieraniu wewewewewe bój się mnie!!!
L: NIE!!! TYLKO NIE EKIPA CIUPAGODUPOWSADZACZY!!! MIEJ LITOŚĆ!!!
C: No dobra dzisiaj będę łaskawa. Potraktuję Cię…
L: Bronią dalekiego rażenia? Wyrzutnią fochów?
C: Czymś gorszym…łaskotkami!!! Masz 5 sekund na ucieczkę. 5,4,3,2,1 Nadchodzę!!!
Louis spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.
C: No dobra. Niech Ci będzie. I tak nie chciało mi się biegać i gonić Cię po całym domu. A nie miałeś się przypadkiem ubrać?
L: Miałem taki zamiar, ale jednak wolę Cię trochę porozpraszać gołą klatą
C: Pff…wcale mnie to nie rozprasza
L: Nie wcale. Te rumieńce na policzkach to się wzięły przypadkiem
C: Będziesz się smażył w piekle
L: Może i będę się smażył w piekle, ale przynajmniej z Tobą
C: Dobra. Nieważne. Ogarnij ten syf, bo nawet nie ma jak się ruszyć.
L: Pod warunkiem, że mi pomożesz
C: No chyba śnisz
L: No proooooooszę…
C: Zapomnij!
Louis powoli przybliżał się do mnie. Z każdym słowem robił krok w przód.Nie chcąc, aby sytuacja sprzed kilku minut się powtórzyła cofałam się powoli.
L: Jesteś tego pewna?
C: Jak niczego innego
Nagle moje plecy natknęły się na ścianę.
L: Pomożesz mi to przestanę.
Dlaczego on musi być taki uparty? Nie może sam posprzątać i do cholery jasnej się cofnąć? Nie dociera do niego, że staram się nie patrzeć na niego w taki sposób jak inne dziewczyny, ale to się samo narzuca? Nie moja wina, że jest taki przystojny. Chyba każda dziewczyna zaśliniłaby mu podłogę na moim miejscu. Nasze usta dzieliły już tylko centymetry. Ta podstępna małpa mnie szantażowała. Albo mu pomogę, albo mnie znowu pocałuje i stworzy jeszcze większy problem niż do tej pory. Spojrzałam na uśmiechniętego przyjaciela. Powoli się do mnie przybliżał z coraz większym uśmiechem na ustach.
CZŁOWIEK SKURWIEL!!! SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE...BEZCENNE...
Czy Caroline ulegnie chłopakowi dowiecie się w następnej części ;)
Cudowny pocałunek i Lou jest słodki!
OdpowiedzUsuń♠ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/